Pielgrzymka na Grabarkę - dzień 1

Data:13.08.2016 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

12 sierpnia 2016 r., godz. 9.00, Sokółka. Bezchmurne niebo, temperatura plus 18. 27 osób wyrusza w pierwszy etap tegorocznej pielgrzymki na Św. Górę Grabarkę.

Decyzja o tym by iść, zapadła w zasadzie już rok temu, zanim jeszcze skończyła się poprzednia pielgrzymka. Później były  już tylko plany, przygotowania, organizacja, urlop. Jednak dopiero w ostatniej chwili zdecydowałem, by po raz kolejny podjąć próbę opisania tej modlitewnej wędrówki. Bo cóż mogło być w tym nowego. Sześć etapów, pięć noclegów, kilkanaście odwiedzonych świątyń, setki napotkanych ludzi i u kresu drogi - upragniona Grabarka. A jednak… Miesiąc wcześniej, po niedzielnej Liturgii usłyszałem rozmowę dwóch osób, które przygotowywały się do pielgrzymki. – Ciekawe co nas w tym roku spotka – usłyszałem mimochodem. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że każdy kilometr, każda odwiedzona świątynia, każdy napotkany człowiek, każde dobre słowo i każdy przyjazny gest, tworzą niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju całość, której nie da się powtórzyć, nawet w pozornie zbliżonych okolicznościach. W istocie, ta piesza pielgrzymka już na początku okazała się naprawdę wyjątkowa. Ba, tak do końca to nie była ona jednie piesza, ale o tym mieliśmy się przekonać dopiero późnym popołudniem.

Tradycyjnie już, po dopełnieniu formalności rejestracyjnych i otrzymaniu plakietek, wszyscy uczestniczyliśmy w molebnie w sokólskiej cerkwi. Po nabożeństwie ze swoim przesłaniem zwrócił się do nas o. Włodzimierz Misiejuk. - Serdecznie witam wszystkich pielgrzymów, począwszy od Mińska a skończywszy na Topilcu (…), wszystkich, którzy przybyli do Sokółki, by właśnie tu rozpocząć swoją podróż na Św. Górę Grabarkę, poświęcając swój czas i siły. Tych, którzy chcieli sprawdzić ile jest w nich sił duchowych, którzy stawią czoła deszczowi i słońcu, niosąc ze swoich domów i swojego serca modlitwę. Życzę wam dużo sił i pomocy Bożej. (…) Bo kiedy jesteśmy modlitwą z Bogiem to Bóg jest z nami i w tej podróży nam pomaga. (…) Myślę, że po drodze spotkacie wielu dobrych ludzi. Starajcie się być także dobrzy wobec nich. Oby tych ludzi było na waszej drodze jak najwięcej. Oby wszyscy oni podawali wam pomocną dłoń i obyście wy dzięki temu sami uczyli się być lepszymi dla innych. 

Po krótkim instruktarzu ze strony o. Justyna, wyruszyliśmy ulicami miasta w stronę Wierzchlesia. Oczywiście w eskorcie! Najpierw policyjnych radiowozów, później własnych, odpowiednio oznakowanych aut – wszystko to po to, by zapewnić maksymalny poziom bezpieczeństwa i sprostać prawnym wymaganiom. 

Bez odpoczynku dotarliśmy do Wierzchlesia, gdzie po modlitwie, na posiłek i odpoczynek zaprosił nas ks. Adrian Charytoniuk wraz z miejscowymi parafianami. 

Mimo znakomitej atmosfery i wspaniałego przyjęcia, postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę nieco przed czasem. Było to związane z piętrzącymi się od rana kłopotami z transportem naszych bagaży i planowaną przeprawą – o której już niebawem. Po krótkim postoju w miejscowości Woronicze, ponownie weszliśmy na leśny trakt, prowadzący do Łaźni. Na początku wsi oczekiwali na nas mnisi z Monasteru w Supraślu wraz z nieliczną grupą parafian. Zaprowadzili nas do przepięknej, budowanej właśnie cerkwi, gdzie mogliśmy się pomodlić i w cieniu której odpoczęliśmy, delektując się przygotowanym poczęstunkiem. - Dziękujemy wam za to, że odwiedziliście nas i że zechcieliście pomodlić się w naszej świątyni, która jak widzicie jest jeszcze w budowie. Dzisiejszy dzień jest dla nas historycznym wydarzeniem. Nigdy wcześniej nie przechodziła tędy żadna pielgrzymka. I choć jest nas tu niewielu, to cieszymy się, że możemy was gościć. Zanieście proszę i nasze modlitwy na Św. Górę, byśmy mogli dokończyć budowę cerkwi, bo gdzie cerkiew tam i ludzie. Mamy nadzieję, że dzięki niej powiększy się też ta parafia – powiedział ihumen Mateusz.

Żegnając się z przemiłymi mieszkańcami Łaźni i okolicznych miejscowości, już wiedzieliśmy, że pięć kilometrów dalej nasza droga się urywa, a dalszy jej ciąg jest po drugiej stronie rzeki. I to nie jakiegoś tam strumyka, który można by przejść boso, ale prawdziwej, szerokiej i dość głębokiej rzeki. Oczywiście przeprawa przez nią, jak też wybór drogi, były wcześniej zaplanowane, jednak to, w jaki sposób owa przeprawa została przygotowana, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Tego trudnego zadania podjął się Pan Piotr Kosacki z Gródka, a pomysłowości i wykonania mogły by się od niego uczyć całe pokolenia. W ciągu trzech dni Pan Piotr, na praktycznie nieużywanych i dziko porośniętych brzegach, własnoręcznie wybudował dwa solidne kilkumetrowe pomosty oraz rozpiął pomiędzy nimi linę zabezpieczającą. Ponadto zapewnił łódź, kapoki, koła ratunkowe i ekipę, która przeciągała łódź pomiędzy brzegami. Pan Piotr, jako ratownik WOPR, czuwał nad całością przedsięwzięcia. Jeśli dodać do tego wykoszone dojście do pomostu i rozpalone ognisko – powstaje obraz kompleksowej i świetnie wykonanej roboty.  - Obiecałem, że będzie bezpiecznie, mam nadzieję że tak właśnie było – powiedział Pan Piotr w rozmowie z o. Justynem. Było Panie Piotrze i bezpiecznie i bardzo, bardzo miło. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem Pana zaangażowania oraz wkładu i serdecznie za wszystko dziękujemy!

A propos chodzenia boso, to aura pogodowa sprawiła nam niemiłą niespodziankę. Łąka, która prowadziła nad brzeg rzeki i na którą jeszcze miesiąc wcześniej można było wjechać samochodem, teraz w większości była zalana. Niestety, jedynym wyjściem było zdjęcie obuwia i pokonanie tych kilkudziesięciu metrów w ten właśnie sposób. Większości z nas brodzących w wodzie i oglądających przebijające się ponad nią źdźbła trawy, przyszła na myśl tylko jedna rzecz – pola ryżowe. A mówiłem, że ta pielgrzymka jest wyjątkowa!?

Paradoksalnie największym kłopotem dzisiejszego dnia nie były kilometry, nie były podmokłe łąki ani nawet rzeka, lecz coś o wiele mniejszego i w dodatku bzyczącego. Setki komarów krążyło wokół każdego z nas, a ich dążenie do znalezienia choćby centymetra kwadratowego nieosłoniętego ciała było prawie tak silne, jak nasze do jak najszybszego ruszenia w dalszą drogę. 

Za rzeką ponownie odnaleźliśmy swoją drogę, która najpierw zaprowadziła nas do wsi Zasady, gdzie pomodliliśmy się przy krzyżu i nieco posililiśmy, a następnie cztery kilometry dalej na wyczekany nocleg. Po modlitwach wieczornych, z nieukrywaną radością udaliśmy się na spoczynek.

12 sierpnia 2016 r., godz. 20.00, Kołodno. Lekkie zachmurzenie, temperatura plus 13. Grupa pielgrzymów kończy pierwszy etap. Ilość przebytych kilometrów – 34. Ilość przepraw przez rzekę – 1, Ilość odcisków – kilka, ilość skręconych kostek – 1, ilość komarów – w trakcie opracowania. 

 

Adam Matyszczyk

Script logo