Pielgrzymka na Grabarkę - dzień 5

Data:17.08.2016 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

16 sierpnia 2016 r., godz. 7.20, Saki. Zachmurzenie umiarkowane, temperatura plus 11. W oczekiwaniu na spowiedź, w cerkwi pw. św. Dymitra Sołuńskiego, czeka kilkadziesiąt osób. Oczyszczeni duchowo zaczynamy piąty etap pielgrzymki na Św. Górę Grabarkę.

Jak się przygotować do spowiedzi i Eucharystii by nie była przyczyną sądu lub potępienia, ale uzdrowieniem duszy i ciała? Trzeba na oścież otworzyć swoje serce! Nie przed kapłanem, a przed Bogiem, który w tym czasie stoi przy każdym z nas. I nie należy wstydzić się łez, bo jeśli są szczere, to omywają nas z grzechu. Ulgi i radości podczas późniejszego przyjmowania priczastjia nie da się opisać słowami. 
Gdy w trakcie kanonu eucharystycznego, przez małe okienko wprost na ołtarz wpadł jasny strumień światła, wiedzieliśmy, że Bóg jest pośród nas. Niemal wszyscy przystąpiliśmy do Eucharystii i jak powiedział sprawujący dzisiejszą Liturgię o. Tomasz: – niewidzialnie połączyliśmy się, stworzyliśmy jedność z Bogiem.

Podziękowaliśmy braciom z tutejszego monasteru za gościnę i okrążywszy świątynię w Sakach ruszyliśmy do dzisiejszego etapu, mając w pamięci pouczenie o. Tomasza: - Idźcie z radością, z uśmiechem na ustach, dalej krok po kroku podążajcie na św. Górę Grabarkę. Proszę was byście nie pozostawili żadnego kilometra na próżno. Niech ten wysiłek będzie uświęcony przez modlitwę, która z każdym krokiem zbliży was do wszechmogącego Boga.

Plan na dziś był prosty niczym asfaltowa droga którą mieliśmy podążać. Kleszczele – Dasze – Milejczyce – Żerczyce – łącznie 29 kilometrów. To dobrze znane nam tereny. Stąd już trudno o inną trasę na św. Górę Krzyży. Nic więc dziwnego, że przychodząc do Kleszczel, podobnie jak rok temu, spotkaliśmy się z pątnikami z Hajnówki. Życząc sobie dobrej pogody i „lekkich nóg” pożegnaliśmy hajnowską pielgrzymkę, a sami za namową o. Pawła zostaliśmy na krótki odpoczynek, krzepiąc się przygotowanym przez parafię poczęstunkiem.

Kolejnym przystankiem tradycyjnie już były Dasze. Tu ponownie z rąk do rąk przechodził życiodajny chleb, podarowany przez mieszkańców. Wobec tych ludzi po prostu nie można przejść obojętnie. Odpoczynek był okazją do wielopokoleniowych rozmów. – Jak idete my zausiody dywujom sia, szto mołodyje tak chorosze po swojemu howorać – usłyszałem od jednej ze staruszek siedzących na ławeczce. W istocie, opowieści o tym jak się idzie, czy jesteśmy zmęczeni, czy pogoda nam dopisywała oraz pytania o zdrowie, żniwa, życie, przekazywaliśmy sobie właśnie pa swojemu – w tutejszym, prostym języku podlaskim.

W dalszej części dzisiejszego dnia, za miejscowością Nowosiółki zatrzymaliśmy się w miejscu tragicznej śmierci o. Leonida Szeszko, wieloletniego proboszcza parafii pw. Narodzenia Świętego Jana Chrzciciela w Hajnówce. O. Leonid zginął 6 czerwca w wypadku samochodowym. Wspólnie odśpiewaliśmy modlitwę za pokój duszy zmarłego.

Niedługo późnej, nad tym miejscem rozpętała się burza. Następne dwa kilometry pokonaliśmy w strugach deszczu. Opady były naprawdę intensywne, a co bardziej wątlejsze płaszcze przeciwdeszczowe targał porywisty wiatr. Nie było łatwo, ale z pewnością wielu z nas po raz kolejny przypomniało sobie słowa o. Tomasza: krok za krokiem, z uśmiechem na ustach, z modlitwą… O wiele trudniejsze zadanie miała służba porządkowa. Kierowanie skądinąd bardzo intensywnym ruchem na drodze i dyscyplinowanie pątników, by mimo wszystko jeszcze bardziej trzymali się prawej krawędzi jezdni, było karkołomnym zadaniem. I to nic, że krótkofalówki zamokły, bo dzięki tym dzielnym chłopakom bezpiecznie przetrwaliśmy ten trudny czas.

Widząc jaką aurę zastaliśmy, ks. Jan Kulik z Milejczyc wraz z parafianami przygotował nam ciepły posiłek. Ten miły gest, którego się nie spodziewaliśmy, dodał nam wszystkim sił. Miałem wrażenie, że po półgodzinnym odpoczynku większość z nas zapomniała o przemoczonych butach i wilgotnych ubraniach.

Gdy pokonywaliśmy ostatnie siedem kilometrów do Żerczyc, podobnie jak wczoraj żegnało nas piękne, chylące się ku zachodowi słońce. „Dlaczego Bóg doświadcza ludzi prawych?” – brzmiało jedno z pytań zadanych przedwczoraj o. Justynowi. – Dlatego, że Bóg chce ostatecznie sprawdzić czy są godni – brzmiała odpowiedź, najprostsza z możliwych. I chyba zaiste byliśmy godni skoro Bóg na koniec dnia przegonił znad naszych głów ciemne burzowe chmury.

U progu świątyni w Żerczycach czekał na nas proboszcz, o. Wiaczesław. – Witamy w naszej cerkwi. Za chwilę ludzie zabiorą was do swoich domów. Ale póki co pomódlmy się wspólnie. Modlitwę od nas zanieście też na Grabarkę. Kiedy będziecie oddawali intencyjną karteczkę, zapiszcie w niej mnie, nas i wszystkich ludzi, którzy są bliscy waszym sercom.  

Ostatni nocleg. Mimo radości z ukończenia dzisiejszego etapu i jutrzejszego spotkania z uświęconą przez Boga Grabarką, pojawia się smutek, że to już jednak prawie koniec drogi. Drogi, która uczy pokory i zmienia na lepsze. W sercu jakiś dziwny lęk przed jutrzejszym dniem, przed wejściem na ukochaną Św. Górę. Czy aby na pewno jestem godzien? Czy aby na pewno wyznałem wszystkie grzechy? Czy Bóg pozwoli mi wejść o własnych siłach. Zasypiam z tą myślą.

16 sierpnia 2016 r., godz. 20.00, Żerczyce. Niemal bezchmurnie, temperatura plus 15. Grupa pielgrzymów kończy piąty etap. Ilość przebytych kilometrów – 29. Ilość dopisanych osób – 5, ilość przetrwanych burz – 1, ilość skręconych kostek – nie ma już znaczenia, liczba etapów do końca – 1. 

 

Adam Matyszczyk

 

Script logo