W drodze na św. Górę Grabarkę - dzień 2

Data:14.08.2015 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

Przedwczorajszy upalny dzień zakończył się spokojnym wieczorem i błogim snem. W większości nocowaliśmy w urokliwym gospodarstwie agroturystycznym państwa Anny i Józefa Prokopczyków w Leszczanach, gdzie las łączy się z wodą, słoneczniki zaglądają w okna, a ze snu budzi rżenie źrebaka. Przy śniadaniu omówiliśmy początek czwartkowego etapu. Do przejścia jest w sumie 30 kilometrów, lecz pierwszych 12 po piaszczystej leśnej drodze. Dziękując gospodarzom za gościnę śpiewamy im gromkie "Mnogaja leta", po czym ruszamy.

Gdy idąc czytaliśmy modlitwy poranne, Bóg pokropił nam drogę łagodnym deszczem, by nie pyliła, a niebo zasnuł woalem delikatnych chmur, by dać nam ukojenie. Po godzinie marszu ks. Marek Kozłowski zarządził pierwszy postój. Dzień jest tak rozplanowany, że nie musimy się spieszyć. Robimy kilka wspólnych zdjęć i wspominamy minione lata. Kolejne 7 kilometrów, dzielących nas od Gródka, pokonujemy praktycznie bez przystanku.

Gdy przecinamy drogę krajową nr 65, łączącą Białystok z Bobrownikami, towarzyszy nam Straż Graniczna, zapewniając bezpieczeństwo na tym ruchliwym odcinku. Słyszalne w oddali dzwony nadawały rytm naszym krokom, a okraszona złocistymi kopułami cerkiew była coraz bliżej, bliżej i bliżej. U jej progu wita nas proboszcz, ks. mitrat Mikołaj Ostapczuk i po krótkiej modlitwie zaprasza wszystkich na obiad do parafialnej świetlicy. W trakcie posiłku ks. Mikołaj opowiada o historii tego budynku: – Dawniej był tu sklep, później bank, a teraz jest to nasza świetlica, którą wykorzystujemy do różnych celów.

Po posiłku przysiadam się do Tomka, osiemnastolatka z Sokółki, który odpoczywał w cieniu potężnej, wiekowej lipy, prosząc go o krótką rozmowę. – Jestem drugi raz na pielgrzymce - opowiada. - Idę w intencji zdrowia dla całej mojej rodziny, gdyż to jest moim zdaniem najważniejsze. Na drugim miejscu stawiam naukę. W tym roku zdaję maturę i chciałbym ją zdać jak najlepiej, by móc dostać się na dobre studia.

Jak się idzie?

- W tym roku doskwiera nam pogoda. Wczoraj był bardzo upalny dzień. Dziś jest już troszkę lepiej, mamy trochę cienia, trochę chmur. Jestem w służbie porządkowej. Staramy się dbać o bezpieczeństwo wszystkich pielgrzymów, zwłaszcza na ruchliwych odcinkach dróg - odpowiada.

Co cię skłoniło by wybrać się z pielgrzymką na Grabarkę po raz pierwszy?

- Bardzo mnie ciągnęło do tego, by pójść. Znajomi, którzy kiedykolwiek uczestniczyli w pielgrzymce namawiali mnie opowiadając, iż jest to niezapomniane przeżycie. I choć rodzice przestrzegali, że może być ciężko, zdecydowałem, że jednak spróbuję. Teraz już wiem, że jeżeli poszło się raz, to teraz bardzo do tego ciągnie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mógłbym nie pójść w kolejnych latach.

Jak wyglądał twój dzisiejszy dzień?

- Nocleg mieliśmy w Krynkach. Wstaliśmy o godzinie 5. Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i w takim małym pośpiechu jechaliśmy do Grzybowszczyzny – odpowiada z uśmiechem. - Po drodze trochę zgubiliśmy się w lesie, ale całe szczęście dotarliśmy na czas i mogłem ruszyć w dalszą drogę.

Udzielasz się również w Bractwie Młodzieży Prawosławnej. Co ci to daje?

- Mogę dzięki temu poznać wiele prawosławnych osób. Organizujemy różne spotkania i wyjazdy, a zawarte znajomości pozostają przecież na całe życie. Najpierw traktowałem to jako taką odskocznię, ale w tej chwili jest to część mojego życia.

Dziękuję Tomkowi za rozmowę i udaję się do cerkwi, gdzie o. Justyn Jaroszuk rozpoczął właśnie pierwszą tegoroczną edycję tradycyjnych „100 pytań do…”. Do wymarszu pozostała niespełna godzina, więc nie udało się odpowiedzieć na wszystkie nurtujące zagadnienia. Jednak objaśniając te nieliczne, o. Justyn za każdym razem robi to w taki sposób, by słuchająca go młodzież mogła sama dojść do właściwych wniosków i przełożyć to później na własne życie i postępowanie.

Żegnając się z mieszkańcami Gródka słuchamy kilku słów o. Mikołaja Ostapczuka. – Przedsięwzięcie, które wzięliście na siebie jest bardzo trudne, ale jest to też ewangeliczne przesłanie. Chrystus powiedział do swoich uczniów „Idźcie i nauczajcie”. Nie mówił siedźcie w domu, czy opalajcie się nad wodą, a idźcie w świat i nauczajcie! I wy teraz idziecie głosić prawdę Bożą. I nie tylko słowami, ale przede wszystkim swoim przykładem. Życzę wam Bożego błogosławieństwa, żeby Bóg wysłuchał waszej modlitwy.

Kwadrans po 14 wyruszamy w stronę Nowej Woli. Grupa wzbogaciła się o kolejnego pątnika. Do pielgrzymki dołączył też ks. Adrian Charytoniuk, deklarując, iż zostanie już z nami do końca. Po godzinie marszu równą, asfaltową, acz dość ruchliwą drogą, zatrzymujemy się na łyk wody i 20 minut odpoczynku. Po kolejnych 3 kilometrach, w miejscowości Kobylanka, czeka na nas ks. mitrat Jan Jaroszuk, z grupą wiernych michałowskiej parafii, którzy w sadzie nieopodal przygotowali nam pyszny poczęstunek. Półgodzinny odpoczynek w cieniu wiekowych jabłoni jest niezwykle urokliwy. Uginające się pod ciężarem dojrzewających owoców gałęzie, niemal dotykały rozpostartych na trawie koców, na których możemy przysiąść. Niektórzy tylko z lekką zazdrością spoglądali na bawiące się na trampolinie dzieciaki. Ech, gdybyśmy my mieli tyle sił, co one...

Choć jest to wyjątkowo niespieszny i poukładany dzień, czasy wymarszu musi jednak nadejść. Ostatnie 4 kilometry do Nowej Woli pokonujemy piękną i bezpieczną ścieżką rowerową, skądinąd wykonaną przy współudziale funduszy unijnych, o czym nie omieszka nam przypomnieć duża przydrożna tablica.

Do cerkwi w Nowej Woli wchodzimy punktualnie o 18. Zanim zdążyłem postawić świece i pokłonić się ikonie na środku świątyni, podeszła do mnie starsza pani i po cichutku  zapytała: – Może na noc pójdziecie do mnie? Ja sama mieszkam, będzie mi bardzo miło.

Pani Elżbieta, z którą rozmawiałem wczoraj, miała rację, to był bardzo wzruszający moment. I choć plany na ten nocleg były nieco inne, bez wahania się zgodziłem. Owa staruszka zapakowała część moich bagaży do koszyka swojego wiekowego roweru i niespiesznie ruszyliśmy w kierunku małej drewnianej chatki. Po drodze opowiadała nam o swoim synu, o tym, że susza jest w tym roku i o tym, że jutro do spowiedzi pójdzie, bo to przecież początek postu będzie. Po skromnej kolacji położyłem się spać przy starym kaflowym piecu. Tego wieczoru, podobnie jak ja, nikt nie został pozostawiony sam sobie.

 

Adam Matyszczyk

Script logo