W drodze na św. Górę Grabarkę - dzień 4

Data:16.08.2015 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że najlepsze na dobry sen jest... zmęczenie. W większości wstaliśmy dziś wypoczęci. I tak jak po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój, tak po ciężkim etapie wędrówki przychodzi ten lżejszy. Sobotni dzień, podobnie jak wczorajszy, rozpoczął się Boską Liturgią, po której zjedliśmy wspólne śniadanie. Proboszcz wraz z parafianami bardzo się starali, by nie zabrakło niczego, ku pokrzepieniu naszych ciał przed 23-kilometrowym etapem.

Żegnała nas czyżowska parafia donośnym dźwiękiem dzwonów, a my ją żegnaliśmy troparoinem święta Przemienienia Pańskiego, chóralnie śpiewanym niemal przez wszystkich 73 wychodzących dziś pielgrzymów. Tak, tak, jest nas coraz więcej. Pielgrzymka się rozrasta. I nie z dnia na dzień, a z godziny na godzinę, gdyż kolejne osoby dołączają prawie na każdym postoju. A dziś świetna ku temu okazja, gdyż pierwszy jest już po 2 km. Zatrzymujemy się w Zbuczu, przy krzyżu, tam gdzie cerkiew budują. – Rozpoczęliśmy w 2010 r. i da Bóg skończymy za dwa lata. A jeśli nie da, to i później, wszystko w rękach Najwyższego. To będzie cerkiew p.w. św. męczenników Chełmskich i Podlaskich – mówi jeden z mieszkańców, którzy oczekiwali na nas z koszami jabłek i ugotowanym z nich kompotem.

Krętą asfaltową drogą docieramy do wsi Morze. Na rozstaju dróg, przy krzyżu robimy 15-minutowy odpoczynek. Wstając z zamiarem ruszenia w dalszą drogę nie wiemy jeszcze, że po środku wsi czekają na nas jej mieszkańcy z chlebem i solą. O. Piotr Omelczuk odczytuje krótką modlitwę. – Spasi wam Hospodi, że nas odwiedziliście –  dziękują mam na pożegnanie. Morze niemal niezauważalnie zmienia się w Krywiatycze i trudno by było tak naprędce wskazać, które z zabudowań do jakiej administracyjnie wsi przynależą. Tam także na nas czekają. Ubrani w odświętne stroje, w skupieniu i z szacunkiem. Na zasłanym kwiecistym obrusem stole stoją pieczołowicie przygotowane, domowe przysmaki. Jeszcze ciepłe placki z jabłkami, bułka drożdżowa, postne kanapki, kompot. W zamian za to, czemu poświęcili zapewne cały poranek, nie oczekują wiele. Jedynie modlitwy i wspomnienia ich na św. Górze, gdzie zmierzamy już czwarty dzień.

Nie musimy się specjalnie spieszyć. Zegarek wskazuje 12.40. Ostatnie 6 km przed obiadem idę obok Darka z Białegostoku, wsłuchując się w jego wspomnienia. – Moja pierwsza pielgrzymka z Sokółki to był bodajże 2002 lub 2003 rok, dokładnie nie pamiętam. Dlaczego z Sokółki? Wcześniej pielgrzymowałem z Siemiatycz. Były to jednodniowe przedsięwzięcia i wielu pewnie nazwałoby je spacerem. Są to jednak moje rodzinne strony, dlatego tam właśnie był początek. Do Sokółki przekonywali mnie znajomi, ale przede wszystkim sam chciałem spróbować. Widziałem, jak kiedyś Sokółka dochodziła do Grabarki. Podobała mi się ta atmosfera. Nie chciałbym w żadnym razie obrażać innych pielgrzymek, ale tu jest ona szczególna i bardzo specyficzna. Następnego roku postanowiłem, że jak Bóg da, to spróbuję z tą Sokółką. Tak się złożyło, że udało się zebrać 6-osobową grupę z Białegostoku i wyruszyliśmy - opowiada.

Wiele osób mówi o atmosferze. Dlaczego jest szczególna?

- Ze względu na to, że ta pielgrzymka jest mniej liczna, czuć większą więź. Jest bardziej modlitewna. Pomijam tu kwestię bezpieczeństwa, tego, że praktycznie zawsze jest nocleg. Dla mnie jest to drugorzędne, choć być może sprawia, że ludzie są spokojniejsi. Tu praktycznie każdego się zna i później miło jest się spotkać. Na pewno jest dalej, no i jest też bardziej ciężko – uśmiecha się.

Jakieś szczególne wspomnienia?

– Pierwsze cztery lata chodziłem całą trasę, z samej Sokółki. Nie pamiętam, w którym roku to było, droga wiodła wówczas przez Suchenicze, Krynki i tamtymi terenami. W pamięci utkwiło mi jak starsze panie sypały kwiaty przed pielgrzymką. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Poza tym człowiek przecież idąc też obserwuje. Pielgrzymka to nie jest sama droga. Jest to poznawanie napotkanych ludzi i uczenie się, jak kiedyś wyglądało prawosławie i jak być prawosławnym. Sami przecież kiedyś będziemy dziadkami, mamy też dziadków i wiemy jak oni to postrzegają. Dlatego jeśli widzę jak starsza pani idzie z koszykami jabłek, bo ma i chce się z nimi podzielić, to nawet gdy już nie chcę tego jabłka, to i tak wezmę, by nie było jej przykro. Wiem co ci ludzie czują. Ona jabłkami chce nas poczęstować. To jest piękne – mówi ze wzruszeniem. – Teraz trudno jest pogodzić obowiązki zawodowe, domowe, opiekę nad dziećmi, dlatego dołączamy już w trakcie. Moja żona Kasia mogła wcześniej, a ja dopiero dziś, na trzy etapy.  

Dlaczego uczestniczysz w pielgrzymce?

- Dlaczego chodzę? Zazwyczaj w jakiś intencjach, ale w tym roku inaczej, chcę podziękować. Za dobre życiowe wybory, za zdrowie rodziny, za wszystko co mam. Za dużo już się naprosiłem, no bo kogo mamy prosić? Rodziców prosimy, no i tego Najwyższego także. Dlatego teraz chcę po prostu podziękować.

Jak rozumiem będziesz kontynuował tę tradycję w przyszłości?

- Jak się raz spróbuje to się chce do tego wrócić. I to nie jest tylko dlatego, że fajnie się idzie. To jest coś więcej. I nawet jeśli Bóg nie daje iść od początku, bo są inne obowiązki, to nawet na te trzy dni naprawdę warto. Mam nadzieję, że nasz 6-letni syn dołączy do nas w Żerczycach i dojdziemy razem.

Kwadrans po 14, dwujęzyczną tablicą z nazwą miejscowości wita nas wieś Reduty. Tu większość mieszkańców jest narodowości białoruskiej, dlatego mają prawo używać dwujęzycznego nazewnictwa. Przygotowany obiad spożywamy w miejscowej świetlicy. Podczas posiłku ks. mitrat Anatol Tokajuk raczy nas pouczającym kazaniem. – Wszystkich was gorąco witam i pozdrawiam. Pewnie zwróciliście już uwagę, że tu u nas są napisy dwujęzyczne. Dlatego ja też będę mówił do was w tym języku, który z pewnością wszyscy rozumiecie. W tym języku, którego nauczyła nasza mama i tato. To jest bardzo ważne i tego nigdy nie wolno nam zapomnieć. Czy zadajecie sobie pytanie czym jest pielgrzymowanie? Pielgrzymowanie prowadzi nas do zbawienia. Pielgrzymowanie zbliża nas do Boga. Idziecie na Świętą Górę Grabarkę, do miejsca, które wybrał sam Bóg. Całe nasze ziemskie życie jest pielgrzymką, której celem jest zbawienie. Niosąc ten modlitewny trud oświecacie tę ziemię. Wszyscy jesteście apostołami i prorokami świętego prawosławia.

Na niewielkiej łące, w cieniu okazałej brzozy, rozkładamy koce, zwracając się ku siedzącym na środku ojcom Justynowi i Piotrowi. W ich dłoniach pojawiają się coraz to nowe kartki z pytaniami. Kolejne pół godziny upłynęło na rozważaniach na temat spowiedzi, postu, celu każdego chrześcijanina, grzechu, wszechobecności Boga i mądrości Cerkwi. – Cerkiew jest taką encyklopedią, swoistą instrukcją obsługi. Jak żyć, żeby dobrze przeżyć. Jak żyć, żeby tego życia nie zepsuć – wyjaśniał obrazowo ks. Piotr. Przypuśćmy, że kupujemy nowe urządzenie, którego nie znamy. Jeśli nie przeczytamy instrukcji obsługi, możemy to urządzenie zepsuć, ale co gorsza możemy zrobić sobie krzywdę. Tak samo jest z życiem. Idziemy przez nie i Cerkiew nas uczy, jak nie skaleczyć się przede wszystkim duchowo. Problem polega niestety na tym, że my nie raz chcemy nie siebie zmieniać, dostosowując swoje życie do nauki Cerkwi, a wręcz odwrotnie! Chcemy żyć po swojemu, żyć zgodnie ze swoimi grzechami, a to Cerkiew ma się dopasować do nas. Moi drodzy, mądrość Cerkwi ma już dwa tysiące lat nowotestamentowych plus kilka tysięcy lat Starego Testamentu. Musimy zacząć jej wierzyć, musimy jej zaufać. Musimy brać to, czego nas Cerkiew uczy i urzeczywistniać to w swoim życiu – mówił. Nikt nie hałasował, nikt nie rozmawiał. Dziesiątki zadumanych twarzy w skupieniu i ze zrozumieniem słuchało kolejnych odpowiedzi.  

Niespiesznie zmierzając do końca dzisiejszego etapu odwiedzamy męski monaster pw. św. Dymitra Sołuńskiego w Sakach, gdzie uczestniczymy w wieczerni. Kilka minut po 18 dotarliśmy do Suchowolec, gdzie w pięknej niewielkiej świątyni p.w. św. Marii Magdaleny wysłuchujemy modlitw wieczornych. Po modlitwie zostawiamy wszystkie niesione krzyże na noc w cerkwi. By były razem, tak jak my jesteśmy razem MY – sokólska pielgrzymka na Świętą Górę Grabarkę.

 

Adam Matyszczyk

Script logo