W drodze na Św. Górę Grabarkę - dzień drugi

Data:13.08.2014 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

Wstajemy kilka minut po 6. Nasza gospodyni już przygotowała posiłek i wodę na drogę. Czujemy się prawie jak w domu. Wczoraj do późna opowiadaliśmy o swoich przeżyciach, rodzinach, szukaliśmy wspólnych znajomych. Z plecaka wyjmuję pomiannik - intencyjną książeczkę modlitewną. Są już w niej imiona moich bliskich, dopisuję domowników, którzy nas ugościli. Imiona wszystkich zostaną wspomniane podczas liturgicznych uroczystości na Świętej Górze.

O 7.30 rozpoczynają się modlitwy poranne, po których wspólnie jemy śniadanie. Ojciec Justyn Jaroszuk dziękuje proboszczowi i parafianom za przyjęcie pielgrzymów. A jest za co dziękować. Nikt nie został bez dachu nad głową, nikt nie wyszedł głodny.

Wyruszamy, w sumie 54 osoby. Pierwszy postój zarządzamy po 8 kilometrach. Kwadrans później idziemy dalej w kierunku Kruszynian, gdzie wita nas ks. Mirosław Łuciuk, miejscowy proboszcz. W okolicznościowym kazaniu dziękuje za odwiedziny tej niewielkiej parafii. Stwierdza, że skoro rok w rok na Św. Górę idzie tyle ludzi, to z całą pewnością pielgrzymki te mają sens. – Pielgrzymka to swoisty rodzaj modlitwy – dodaje.

Po posiłku i godzinnym odpoczynku ruszamy w kierunku Skroblak, gdzie czeka na nas ks. Sławomir Jakimiuk z matuszką Aliną. Ogromnie radzi, iż pielgrzymi po raz pierwszy przechodzą przez tę miejscowość, wespół z mieszkańcami przygotowali pyszny obiad, po zjedzeniu którego nabieramy sił do dalszej podróży.

Obok mnie usiadła Ewa. – Jestem z Gródka – mówi. Z sokólską pielgrzymką idę już 7 raz. – Jak co roku idę, by pomodlić się o pomyślność na kolejny rok, dla mnie i moich bliskich. To jest takie oderwanie od rzeczywistości. Tydzień zupełnie innego życia. Po powrocie wszystkie problemy wydają się mniej dokuczliwe, decyzje prostsze a życie łatwiejsze. Idę też, by spędzić ten czas ze znajomymi.

Uzgadniamy z funkcjonariuszami SG zasady przejścia przez drogę Białystok-Bobrowniki i ruszamy w kierunku Bielewicz. Wielu osobom zmęczenie daje się we znaki, mnie także. Wczorajsze odciski nie zdążyły się zagoić, pojawiły się kolejne. Chwila zwątpienia – czy dojdę do końca? Całe szczęście pogoda dopisuje, poza tym wchodzimy w las, który chroni nas od słońca.

Obok przydrożnego krzyża spotykamy ks. Eugeniusza Michalczuka z Gródka wraz z mieszkańcami Bielewicz. Po modlitwie i 15-minutowym postoju, ostatnim tego dnia, wychodzimy do oddalonych o 2 km. Mieleszek. W skupieniu wysłuchujemy modlitw wieczornych, częstujemy się przygotowaną kolacją. Mieszkańcy Mieleszek, są w odświętnych strojach. To taki swoisty wyraz szacunku dla nas. Jest nam z tego powodu bardzo miło. Rozchodzimy się na nocny odpoczynek. Jest nam naprawdę potrzebny. Drugi etap faktycznie jest trudniejszy. 

 

Adam Matyszczyk

Script logo