W drodze na św. Górę Grabarkę - dzień III

Data:15.08.2017 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

"Do Boga nie jest ani nisko ani wysoko, ani blisko ani daleko, dlatego że jest On obecny wszędzie, dlatego też jest bliższy tobie niż twoja dusza twemu ciału. Trzeba tylko wiarą i modlitwą potrafić odnaleźć tę bliskość". (św. Filaret metr. Moskiewski). Czy udało się nam ją odnaleźć? Każdy musi sam na to odpowiedzieć. Nawet jeśli nie, to mamy jeszcze wiele dni, by spróbować, by się o to postarać.

8.00, zachmurzenie umiarkowane, 19 stopni, wiatr słaby.

Retrospektywnie powracaliśmy pamięcią do pielgrzymki sprzed 3 lat. W tym samym dniu o tej samej porze uczestniczyliśmy w małym poświęceniu wody. Dziś rano, przy wysokich, drewnianych krzyżach w centrum wsi, także odsłużony został wodokrestnyj molebien. O ile dla nas było to dość powszednie, o tyle dla mieszkańców Mieleszek to nie lada wydarzenie. Nawet z naszej perspektywy widać było emocje na ich twarzach, o wszystkich przeżyciach wewnętrznych musieliby opowiedzieć sami. 

Wszelkie znane nam aplikacje na urządzeniach mobilnych, prognozowały dziś bezdeszczowy dzień, jednak stosując się do pierwszego przykazania „Nie będziesz miał bogów innych przede mną”, pokornie powierzyliśmy tę kwestię Najwyższemu. 

Dzisiejszy dzień można by w skrócie podzielić na dwa etapy: pierwszy pustelniczy oraz drugi, który nazwać należało by etapem spotkań. 

Zabierając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, 56-osobową grupą ruszyliśmy, kierując się mniej więcej na Juszkowy Gród. Mówię mniej więcej, gdyż następne 9 km mieliśmy pokonać w dużej części leśnym traktem oraz krętą, wąską drogą, pośród łąk, którą podobnie jak wczoraj samochód nie jest w stanie przejechać. 3 lata temu prowadzili nas tędy funkcjonariusze Straży Granicznej, a że nauka ponoć nie idzie w las, tym razem postanowiliśmy pokonać ją sami. Oczywiście na etapie przygotowań dokładnie ją sprawdziliśmy, by przypadkiem 26 kilometrowy etap nie okazał się dwa razy dłuższy.

Póki co, po wspólnym śniadaniu w świetlicy i podziękowaniu za gościnę, ruszyliśmy brukową nawierzchnią. Nie zdążyliśmy jeszcze przysłowiowo rozwinąć skrzydeł, a już przyszło nam się zatrzymać w sąsiedniej wsi. Prosząc o modlitwę, mieszkańcy częstowali nas jabłkami ze swoich sadów. Ruszając dalej pozostawiliśmy ostatnie zabudowania za horyzontem i najpierw szliśmy piaskową drogą przecinającą pola zbóż, by następnie wejść do wspomnianego lasu, a później wydawać by się mogło – bezkresne łąki. W krystalicznej ciszy dźwięk modlitwy śpiewanej na dwa głosy lub trzy głosy rozbrzmiewał niczym w najlepszym sprzęcie audio. Marsz w takiej atmosferze, mimo, iż długi, mimo, iż męczący, napełniał nas dziwnym uczuciem, że idziemy właściwą drogą i nie mówię tu o drodze do celu tu na ziemi. Dlatego już wieczorem uświadomiłem sobie, iż był to etap pustelniczy.

Pierwszy postój zrobiliśmy po ok. 8 km. Mimo zmęczenia, nasi goście z Białorusi wraz z idącymi razem z nami seminarzystami, umilili odpoczynek przepięknie wykonanymi hymnami ku chwale Przenajświętszej Bogurodzicy. Drugi postój został zarządzony tuż przed wejściem na ruchliwą drogę do Juszkowego Grodu. Tworząc zwartą grupę, szliśmy dwójkami przy krawędzi najruchliwszej jak dotąd trasy. Był to pierwszy poważniejszy test dla chłopaków idących w służbie porządkowej. Poradzili sobie z nim znakomicie, a przez to, że czuliśmy się naprawdę bezpiecznie, mogliśmy się skupić na tym, co najważniejsze – na modlitwie. Niektórzy żartowali później, że za tak wykonane zadanie słusznie należy się im dodatkowa bułka gratis. Oczywiście bułek nikomu nie brakowało, w zasadzie nie brakowało niczego. 

Cerkiew w Juszkowym Grodzie była ostatnim przystankiem przed obiadem. Wiedzieliśmy, że jesteśmy sporo spóźnieni, dlatego odpoczynek nie mógł być długi. 5 km dalej, w Bondarach, zaplanowany był obiad. Analogicznie jak przed trzema laty zaproszono nas do restauracji Carino. Z racji tego, iż docierając tu pokonaliśmy 2/3 dzisiejszego etapu, mimo godzinnego opóźnienia mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę dłuższy odpoczynek. Czas ten zagospodarował o. Justyn na obowiązkowy punkt programu czyli 100 pytań do. 

Wyruszając w dalszą drogę wstąpiliśmy na chwilę do cerkwi pw. św. Eliasza w Nowej Łuce, gdzie przywitał nas proboszcz ks. mitrat Leonidas Jankowski. Trasa do Lewkowa Starego była bez wątpienia etapem spotkań. Praktycznie co 2 kilometry czekali na nas mieszkańcy okolicznych wsi, często niewidocznych z głównej drogi, tak jak np. Cieremki. Dzieląc się tym co mieli, często wręczali duchownym karteczki za zdrawije, z imionami swoich bliskich. Odczytywane były podczas krótkich molebnów. Zaniesiemy je też na św. Górę Grabarkę, gdzie wszystkie imiona będą wspomniane na Boskiej Liturgii. I nie potrzebne były nawet przydrożne krzyże, bowiem wystarczał stół zasłany obrusem, a na nim ikona i świeca. Widząc jak bardzo się cieszą ze spotkania z nami, nie mogliśmy odmówić chwili postoju, krótkiej rozmowy i poczęstunku. Takie spotkania mieliśmy m.in. w Nowej Łuce, Cieremkach i Michnówce. Zapas otrzymanej wody, zmagazynowany w busie, wystarczył by z pewnością na co najmniej 3 tygodnie marszu, a i pożywienia na niewiele mniej. 

W Lewkowie Starym przywitał nas proboszcz, piękny zachód słońca oraz cerkiewne dzwony, bijące na długo przed naszym przyjściem. Dziś nie udało się nam nadrobić opóźnienia i do cerkwi dotarliśmy bez mała godzinę po czasie. Chętnych do przyjęcia pątników było wielu, a przygotowanych miejsc starczyło by na dwie takie pielgrzymki. Mieliśmy nadzieję, że opóźnieniem nie sprawiliśmy mieszkańcom dużego kłopotu, zwłaszcza, że tym razem nie było wspólnej kolacji, a każdy z nas posilał się wspólnie z domownikami. Po odczytaniu modlitw wieczornych w miejscowej cerkwi pw. św. Apostołów Piotra i Pawła, udaliśmy się na spoczynek. 

52,52N - 23,41E, Lewkowo Stare, 19.50 -  56 osób kończy trzeci 26-kilometrowy etap tegorocznej pielgrzymki na św. Górę Grabarkę.

 

Adam Matyszczyk

Script logo