W drodze na Św. Górę Grabarkę - dzień 3

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

Im trudniej, tym łatwiej - to oczywista treść chrześcijańskiego życia, to też motto dzisiejszego dnia. Znów padało, z tą jednak różnicą, że tym razem w ciągu dnia. I choć droga, zwłaszcza rozmyty i błotnisty odcinek tuż przed miejscowością Lady, była bardzo trudna, to mimo nieprzerwanego deszczu te 27 km pokonaliśmy nadspodziewanie łatwo i szybko. Nie było żadnych opóźnień a i tempo marszu wskazywało, że nadal mamy duże rezerwy i sił i dobrego nastroju, a przede wszystkim wiary, której z pewnością pomogła poranna spowiedź i Eucharystia.

Od wczesnego ranka pierwsze kroki kierowaliśmy do trześciańskiej cerkwi, by po raz pierwszy tej pielgrzymki uczestniczyć w Boskiej Liturgii. Z racji rozpoczynającego się dziś 14-dniowego postu przed świętem Zaśnięcia Bogurodzicy, odprawiony został też molebien z małym poświęceniem wody. Choć wszelkie znane nam aplikacje na urządzeniach mobilnych prognozowały dziś nieustanny deszcz, to przygotowane przez parafian śniadanie zdążyliśmy zjeść na przycerkiewnym placu. Niestety już w drodze do Narwi konieczne było użycie płaszczy i parasoli, które towarzyszyły nam praktycznie do końca dnia. Całe szczęście było praktycznie bezwietrznie, dzięki czemu marsz naprawdę nie był tak trudny jak mogło by się wydawać.

Ciekawostką jest drewniana kładka na rzece Narew, nieopodal wsi Ancuty. Choć wiekowa i miejscami chwiejna, pozwoliła na bezpieczne przejście 70 osób na drugi brzeg. Co więcej, kładka ta jest także ujęta w mapach Google, także każdy wędrowca, który zechce ów odcinek pokonać pieszo, z pewnością zostanie pokierowany właśnie na kładkę. 

Po odpoczynku i posiłku ruszyliśmy w kierunku Tyniewicz Dużych. Ukłony należą się chłopakom ze służby porządkowej, którzy sprawnie i bezpiecznie kierowali ruchem i przypominali nam o konieczności marszu dwójkami przy prawej krawędzi jezdni. Paweł, Stefan, Dominik, Kuba, Darek - świetna robota! W Tyniewiczach czekał na nas o. Andrzej Kos, który wraz z parafianami przygotował pyszny posiłek. W takich chwilach jak ta dzisiejsza można docenić rzeczy, których na co dzień nie zauważamy. Świetlica wiejska, często wręcz bagatelizowana - no bo po co w małej wsi świetlica? A jednak tu mieszkańcy o nią dbają i to dzięki temu przygotowany obiad zjedliśmy pod dachem, mogąc przy okazji odpocząć w suchym i ciepłym miejscu.

To właśnie ostatni odcinek to Czyż był najtrudniejszy. Wspomniana dwukilometrowa błotnista droga pośród pól kukurydzy kosztowała naprawdę wiele wysiłku. Nagrodą za trud było spotkanie, jakie przygotowali mieszkańcy Lad. Z ikoną, świecą, chlebem i solą a także pysznymi kanapkami i bułeczkami czekali na nas kilka godzin. Kwadrans postoju minął w świetnej atmosferze, zwłaszcza, że deszcz jakby powoli słabł. W Czyżach nie potrzebowaliśmy już okryć. Proboszcz o. Jerzy Kulik zaprosił na modlitwy wieczorne zaś mieszkańcy wsi do swoich domów na nocleg.

 

Adam Matyszczyk

Script logo