Pielgrzymka na Grabarkę - dzień 4

Data:16.08.2016 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

15 sierpnia 2016 r., godz. 7.00, Klejniki. Zachmurzenie umiarkowane, temperatura plus 12. Boska Liturgia rozpoczyna czwarty etap pielgrzymki na Św. Górę Grabarkę.

Czy w XXI wieku, wśród zwyczajnych ludzi możliwe są cuda? Odpowiedź na to pytanie mieliśmy poznać dzisiejszego dnia. Po nabożeństwie i śniadaniu zaczęliśmy się szykować do kolejnego etapu.

Ucieszyłem się widząc pod cerkwią znajome twarze z minionych lat. Ania z Augustowa, Darek i Kasia z Białegostoku, pielęgniarka Milena, która niejednokrotnie ratowała w chwilach słabości oraz wielu wielu innych dołączyło dziś do nas. Powitanie niczym z dawno niewidzianą rodziną oraz spontaniczne wyrazy radości mówią same za siebie. Dołączył do nas też o. Tomasz z parafii w Radomiu, kolega z jednej piaskownicy naszego o. Marka Kozłowskiego. Chociaż drogi ich edukacji ponadpodstawowej  były różne, Bóg obu skierował do seminarium i obaj zostali duchownymi. Dziś zapewniali nam wsparcie i opiekę duchową.  

Na pożegnanie o. Aleksander Wysocki powiedział coś, co na długo utkwi w naszej pamięci. – Dziękuję za to, że nas odwiedziliście, że modliliście się w naszej cerkwi.  Z waszej postawy, waszej spowiedzi można się uczyć wiary. Chrońcie tę wiarę całe życie. Zanieście na Grabarkę  i nasze modlitwy. Proście, by w naszym kraju panował pokój, by pokój zapanował na całym świecie.

Pożegnaliśmy gościnne Klejniki i ruszyliśmy asfaltową drogą w kierunku Czyż. Po nieco ponad dwóch kilometrach zeszliśmy z twardego traktu w polną drogę wiodącą pośród pól kukurydzy. Na jej końcu czekała na nas wieś Podrzeczany, z której już tylko kilka kilometrów do obiadowego odpoczynku. Zanim jednak obiad, to przy napotkanym krzyżu czekali na nas mieszkańcy wsi Krzywa. Symboliczny był darowany przez nich chleb, przełamany na pół przez o. Marka i podawany przez nas z rąk do rąk.

Po krótkim odpoczynku w Krzywej, ruszyliśmy do położonych nieopodal Szczyt Dzięciołowo, gdzie planowany był dłuższy odpoczynek i obiad.

Na niebie słońce walczyło z ciemnymi chmurami niczym dobro ze złem w sumieniu każdego z nas. Jak zwykle w takiej sytuacji zastanawialiśmy się co w owej potyczce zwycięży.

Na powitanie w Szczytach Dzięciołowo wyszedł nam proboszcz o. Jan Stepaniuk. Zaprosił nas do cerkwi, gdzie po krótkiej modlitwie opowiedział o niezwykłym wydarzeniu, które wprost nazwał cudem. – W sylwestrową noc na przełomie 2015 i 2016 r., we wsi Hołody wybuchł pożar jednego z domów. Spłonęło wnętrze pokoju, w tym kufer. W kufrze tym było między innymi czternaście świec gromnicznych. Uwierzcie, że spłonął cały posag, cała zawartość kufra, a tych czternaście świec pozostało nienaruszonych. Nie były one ani stopione, ani sklejone, jedynie lekko zabrudzone sadzą. Właścicielka domu je umyła i na moją prośbę dwie z nich przekazała do naszej cerkwi. Te świece, które wbrew wszystkim prawom fizyki ocalały z pożaru, możecie teraz obejrzeć. Jest to nasze błogosławieństwo, cud Boży.

 Dłuższa przerwa po krzepiącym posiłku była okazją do kontynuacji „stu pytań do…”. ???

Czas nas gonił nieubłaganie, dlatego też mimo treściwych pouczeń o. Justyna, musieliśmy ruszać w dalszą drogę. Kolejnym pośrednim celem była miejscowość Orla. W trakcie marszu w końcu zdarzyło się to, czego obawialiśmy się już od kilku dni. Porywisty wiatr nieubłaganie przybliżał ku nam deszczowy front, który obserwowaliśmy na horyzoncie. Chciało by się powiedzieć ”z dużej chmury mały deszcz”. Zaczęło padać, ale tak spokojnie, że do orlańskiej cerkwi doszliśmy lekko tylko zroszeni. Postanowiliśmy przeczekać tę aurę wewnątrz świątyni, a uzyskany w ten sposób czas wykorzystał o. Justyn na dokończenie odpowiedzi na zadane wcześniej pytania. Kiedy skończył omawiać ostatnie z nich, deszcz nagle ustał. Osobiście uważam, że Bóg po prostu dał nam czas na to, byśmy wysłuchali do końca nurtujących nas kwestii dotyczących życia,  sumienia, dobra i zła, postępowania, wiary. Zadziwiające, że finalnie mimo ponad półgodzinnego opóźnienia, na miejsce noclegu dotarliśmy o czasie!

Gdy wychodziliśmy z Orli, mieszkańcy nie tylko wychodzili na podwórze by nas pożegnać, ale symbolicznie otwierali też bramki swoich posesji, jakby chcieli część naszej modlitwy wpuścić do swoich domów. Wiedząc, iż kolejny postój ma być w Redutach, wiedzieliśmy, że będzie należał do jednych z najprzyjemniejszych. Przecież już nie raz tędy przechodziliśmy. Nie inaczej było i tym razem. Na spotkanie wyszła nam niemal cała wieś. Czy ktoś kiedyś zadał sobie pytanie jak określić szczyt gościnności? Dziś zdałem sobie sprawę, że niekoniecznie musi być to suto zastawiony stół. Widząc mokre ulice, mieszkańcy Redut zaściełali je przyniesionymi z domów chodnikami, byśmy mogli choć na chwilę usiąść i odpocząć. Ten widok oddał więcej niż tysiąc słów. Pobyt tu, to był dla nas wielki zaszczyt. Mnogaja leta, spasi gosposi oraz pamiątkowe zdjęcie to wszystko, co mogliśmy im dać w zamian, ale jestem pewien, że każdy z nas wspomni tych zacnych ludzi w swoich modlitwach. Miłą niespodziankę sprawił nam też proboszcz sokólskiej parafii o. Włodzimierz, który odwiedził nas właśnie w Redutach i starając się zamienić z każdym kilka słów, dodawał sił na dalszą podróż.

Ostatni dziś etap do Sak pokonaliśmy w większości piaskową, krętą drogą. W jej połowie zza chmur wyszło piękne, jaskrawe słońce, jakby żegnając nas tego wspaniałego dnia. Na spotkanie przed cerkwią pw. św. Dymitra Sołuńskiego w Sakach wyszedł nam hieromnich Włodzimierz. Niosąc w dłoniach ikonę patrona świątyni prowadził nas na modlitwy wieczorne. - Witamy wszystkich w imieniu braci monasteru i parafian. Mamy nadzieję, że znajdziecie i u nas troszkę wytchnienia dla swojego ciała i duszy. (…) Życzymy dużo sił i żebyście ten pobyt w Sakach zapamiętali jako czas duchowego odpoczynku – powiedział archimandryta Tymoteusz, przełożony monasteru.  

Odpoczęliśmy duchowo i w Sakach i w przeciągu całego dzisiejszego dnia. 

15 sierpnia 2016 r., godz. 19.30, Saki. Zachmurzenie duże z przejaśnieniami, temperatura plus 19. Grupa pielgrzymów kończy czwarty etap. Ilość przebytych kilometrów – 31. Ilość dopisanych osób – 18, łączna suma opadów – nieznaczna, ilość skręconych kostek – 1, z tendencją ku lepszemu, liczba życzliwych nam ludzi – bez liku.

 

Adam Matyszczyk

Script logo