W drodze na św. Górę Grabarkę - dzień 6

Data:18.08.2015 r.

  • Foto: Adam Matyszczyk

    Foto: Adam Matyszczyk

O poranku idziemy do cerkwi. Podchodzimy do Priczastia – prawie wszyscy. Przecież nikt tu nic nie musi, nikt nikomu tu nic nie każe, a mimo to wewnętrznie czujemy, że tak trzeba, że powinniśmy. Chcemy, by u kresu modlitewnej wędrówki nasze serca były czyste. To z szacunku do religii, z szacunku do Cerkwi, z szacunku do Boga i z szacunku do siebie nawzajem. W oczekiwaniu na spowiedź podchodziliśmy do siebie, podajemy dłoń prosząc: - Prosti mnie hresznomu. – Boh prostit – słyszymy w odpowiedzi. Tego, co zrobił tego ranka chór, nie da się opisać słowami. No bo jak opisać muzykę nie pokazując partytury? A jeśli nawet bym to zrobił, to sądzę, że i tak nie oddałaby ona wiernie dzisiejszej interpretacji tej modlitwy. Dość powiedzieć, że widziałem łzy wzruszenia. Mimowolnie, cieknące po policzkach łzy wzruszenia młodych ludzi, bo usłyszeli śpiew tak piękny, jakby sam Bóg do nich przemówił.

- Serdecznie pozdrawiam was wszystkich, szczególnie tych, którzy przystąpili dziś do Eucharystii. Poprzez Eucharystię połączyliście się w sposób bezpośredni z Bogiem. Bardzo się cieszę, że dotrwaliście do tego momentu, w którym pozostał nam ten ostatni, krótki etap. Gdy Chrystus wszedł na górę, usłyszał: „Panie dobrze nam tu być”. Po drodze, mimo trudów, mimo upałów też wielokrotnie słyszałem – dobrze jest nam tu być. Jest czymś niesamowitym to usłyszeć, a już zwłaszcza duchownemu. Oznacza to bowiem, że słowo przez nas głoszone nie idzie w las, tylko zostaje w waszych sercach – powiedział o. Justyn

Dziś nie musieliśmy się spieszyć. Po wspólnym śniadaniu i spakowaniu bagaży o. Justyn zaprosił nas do cerkwi, gdzie przez ponad pół godziny odpowiadał na kolejne nurtujące nas pytania. W tym czasie dziewczyny na krzyżu wypisywały imiona wszystkich uczestników tegorocznej pielgrzymki, zaś miejscowy proboszcz, o. Wiaczesław, kilkukrotnie zapraszał, byśmy za rok znów odwiedzili Żerczyce.  

Ten ostatni, 8-kilometrowy odcinek przeszliśmy szybkim tempem, dobrze sobie znaną, piaszczystą drogą. Gdy przez około kilometr niosłem krzyż, zapytałem idącego obok mnie ojca Marka o jego wspomnienia związane z pielgrzymowaniem. – Jest to moja piąta pielgrzymka. Pierwsza była w 2011 r., niejako z obowiązku, gdyż ks. dziekan wyznaczył mnie oraz kilku innych młodych duchownych do uczestnictwa i opieki duchowej nad pątnikami. Już po tym pierwszym razie wiedziałem, że z całą pewnością będę uczestniczył w kolejnych. Tak się też stało, choć obowiązki parafialne i rodzicielskie nie zawsze pozwalały mi iść od początku do końca.

Czy ta pielgrzymka jest potrzebna. Co daje zwłaszcza młodym ludziom?

-  Ależ oczywiście że jest potrzebna. Jest wręcz niezbędna. To przede wszystkim odpoczynek od codzienności. Odpoczynek od telewizji, od internetu, od telefonów, od wszelkich innych spraw. Ten czas to przede wszystkim modlitwa. Cały rok ktoś chodzi na nabożeństwo – powiedzmy na dwie godziny. Tu mamy kilka dni, w modlitwie, skupieniu, wewnętrznym przeżywaniu, rozmyślaniach. Poza tym jest to doskonała integracja nas prawosławnych. Zawarte tu znajomości trwają często przez lata. Z pielgrzymek, podobnie jak z bractwa, zrodziło się też nie jedno małżeństwo – mówi z uśmiechem.

W jakiej intencji ojciec idzie?

- Poza takimi osobistymi intencjami, główną jest rozpoczęcie budowy cerkwi w Augustowie. Mówiła chyba o tym także moja matuszka. Poza tym, z naszej parafii idą jeszcze cztery osoby. Sądzę, że także wśród ich intencji są te, dotyczące świątyni w Augustowie.

Ostatni postój zarządzamy na „naszym wzgórzu”, nieopodal celu wędrówki. Co roku zatrzymujemy się w tym samym miejscu. Jest to czas na wyciszenie i ostatnie przygotowania oraz tradycyjne już pamiątkowe zdjęcie. – No kochani, ruszamy - rzekł o. Justyn. Po drodze spotykamy naszych bliskich. Dołączają do nas i razem śpiewamy troparion święta Przemienienia Pańskiego. Już widać okalające Górę mury. Już słychać witające nas dzwony. Już nic innego się nie liczy. Kilkadziesiąt kamiennych schodków prowadzi do nieskrępowanej i szczerej radości, wyrażanej modlitwą i łzami.

Tak, doszliśmy na Świętą Górę Grabarkę. Nasze kolana dotknęły tej świętej ziemi. I nie liczyło się już, czy ktoś szedł od początku, czy dołączył po drodze, jak duży niósł krzyż i czy w czasie drogi, ze zmęczenia musiał kilometr podjechać samochodem. Nie miało znaczenia kto ile razy okrążył preobrażeńską świątynię. Doszliśmy – wszyscy. Poświęcamy nasze krzyże i w uściskach dziękujemy sobie obiecując, że za rok znów się spotkamy. To po to właśnie była poranna spowiedź i Eucharystia. Po to była nasza droga. Tu wszystko jest czyste, szczere, uczciwe i prawdziwe.

Doszedłem – ja, pielgrzym z: Sokółki, Dąbrowy Białostockiej, Siemiatycz, Krynek, Gródka, Ogrodniczek, Plosek, Augustowa, Białegostoku, Nowej Woli, Nowinki, Łaźni, Jekaterynburga, Narwi, Sobolewa, Kuraszewa, Zaścianek, Supraśla, Jaczna, Dubin, Sak, Kuźnicy, Ostrowa Północnego i Michałowa.

Doszedłem na Świętą Górę Grabarkę – w intencji: zdrowia dla siebie i całej rodziny, pomyślności w szkole, miłości bliźniego, matury i dostania się na studia, zdrowia obłożnie chorej sąsiadki, utrzymania przez rozbiciem rodziny mojego brata błądzącego w cudzołóstwie, rodziny, dobrego i mądrego życia moich córek, porozumienia z mężem, spokoju dusz rodziców, pomyślnego zdania egzaminów, zgody w rodzinie, dziękczynienia, pomyślności w małżeństwie, zdrowia bliskich, udanego rozpoczęcia pierwszej klasy naszego syna, podziękowania za dotychczasową opiekę i miłość, pomyślności na cały rok, zdrowia rodziny i mieszkańców wsi, sił do walki z grzechem, nawrócenia rodziców babci brata i bratowej, podziękowania za to co mam, podziękowania za pracę, zdrowia i zgody w małżeństwie, znalezienia zbawienia, prośby o siły i zdrowie dla rodziny, egzaminów córki i własnego zdrowia, dziękowania za to co dostałam choć zostało mi to odebrane, znalezienia sensu życia, by mój brat zaczął z własnej woli chodzić do cerkwi i uczestniczyć w życiu cerkiewnym, podziękowania za to co mam, za wspaniałego męża i dzieci, zdrowia i pracy, prośby o zdrowie dla rodziców, zrozumienia ludzi i by nauczyć się z nimi rozmawiać, podziękowania za cały rok.  

Doszedłem i dziękuję Ci, Boże – dobrze jest mi tu być.

 

Adam Matyszczyk

Script logo